piątek, 17 lutego 2017

Kropla

Wiosna tego roku była zwyczajną wiosną. Wszystko budziło się do życia. Niestety w tym świecie też coś zaczynało umierać. Śnieg już stopniał . Spod jego warstwy zaczęły się wydobywać na powierzchnię rośliny. Kwiaty zaczynały kwitnąć. Był marzec.
Do zakończenia liceum pozostały trzy miesiące. Okres kiedy miłość jest w powietrzu i działa wyjątkowo silnie. Unoszą się w górze zapachy. Jednym z nich był zapach jej perfum.
Jaki to był zapach ? Już nie pamiętam. Zresztą to jest w tej chwili najmniej ważne. Najważniejsze jak ten wspólnie spędzony czas zagospodarować. Oczywiście nie zapomnieliśmy o święcie kobiet.
Ostatni raz dostają od nas prezenty. Wręczam je im osobiście. Są szczęśliwe. Wszystko jest jak najlepiej poukładane. Na swoim miejscu. Normalny tryb pracy. Pobudka. Czekam na busa. Wsiadam. Zawozi mnie pod szkołę. Wysiadam koło mostu. Potem idę do szkoły . Słyszę nad sobą krakanie wron. W szkole zmieniam buty. Siedzę w szatni z kolegami i koleżankami. Rozmawiamy. Nagle dzwonek. Idziemy na lekcje. Koniec zajęć. Powrót do domu.
W centrum tych wydarzeń nie była bynajmniej ta, która znajduje się w centrum tego opowiadania. Z jej to powodu spadną krople. Może chodzi o zwykły deszcz? Może o coś więcej? Nie ważne. Ona chodzi ze mną na fakultet z historii. Mój profesor w tym czasie robi nam coraz więcej sprawdzianów. W pewnych odstępach czasu piszemy eseje.
Na początku ona też jest na poziomie rozszerzonym. Wielu z nich bym nie napisał, gdybym, nie miał jej numeru telefonu. (SMS-y jakie od niej dostawałem podnosiły mnie na duchu.) Jak to mówią trening czyni mistrza. Ja nigdy nie byłem mistrzem w tego typu formach wypowiedzi. Dzisiaj mogę się przyznać, że przerabiałem gotowe teksty z internetu. Część wiadomości czerpałem z mojego Vademecum od historii.Na fakultecie nigdy nie było nudno. Mój profesor zawsze potrafił podać jakąś ciekawą anegdotę. Będzie mi trochę brakować tej naszej ekipy.
Siedziałem parę razy z główną bohaterka tego opowiadania. Zdarzyła się raz taka sytuacja, że jej koleżanka, obok której zwykle siedziała zachorowała. Kiedy wyzdrowiała musiałem przesiąść się na koniec sali. Jak zwykle siedziałem sam. Wpatrzony w jej blond włosy.
Wiem, ze jestem zbyt sentymentalny. Wypadałoby coś zrobi, żeby przyśpieszyć akcje. Nie zanudzać czytelników szczegółami. Dobrze, więc przechodzę już do tego feralnego dnia. Trzy miesiące później jestem już zupełnie innym, jak kto woli, facetem lub mężczyzną. Mam pełną świadomość, że to już koniec. Wszystko zostało już zamknięte.
To był już koniec matur. Dokładnie ostatni ich dzień. Do szkoły zawiózł mnie mój tata samochodem. Czekałem z niecierpliwością na egzamin. Postanowiłem z nikim nie rozmawiać, żeby nie rozproszyć mojej uwagi. Tydzień przygotowywałem się do tego egzaminu.
Wszedłem do środka z mocno bijącym sercem. Kiedy dostałem arkusz miałem pewność, że wszystko co powinienem powtórzyć zostało powtórzone. Nim komisja poprosiła nas o sprawdzenie arkuszy i rozpoczęła egzamin, miałem okazję popatrzeć na nią ostatni raz przed tym, zanim raz na zawsze opuszczę to liceum.
Wydawała mi się jeszcze piękniejsza niż zazwyczaj. Nie była przejęta zbytnio egzaminem. Patrzyła przez okno i cały czas się uśmiechała. Wyglądało to tak, jakby słońce dawało jej siłę niezbędną do życia. Ten widok mnie uspokoił i poczułem, że dam rade. Oboje sobie poradzimy.
Minęła godzina. Ona odłożyła arkusz. Wstała i wyszła. Miałem ochotę wstać i biec za nią. Egzamin był jednak ważniejszy. Skończyłem jakieś dziesięć minut później. (Wyrobiłem się jakieś dwadzieścia minut przed czasem.) Niestety kiedy zszedłem na dół jej już nie było. Były za to na niebie ciemne chmury, z których zaczął padać deszcz.
U szkolnej pielęgniarki dostałem kartę zdrowia. Wyszedłem na dwór. Zaczęły spadać na mnie pierwsze krople. Poszedłem do sklepu. Kupiłem płytę. Wróciłem i czekałem aż przyjedzie po mnie mój tata. Kiedy przyjechał mój tata byłem już na skraju załamania. Rozpadało się na dobre. Kiedy jechaliśmy do domu z trudem powstrzymywałem łzy. Miałem świadomość, że już nigdy więcej się z nią nie zobaczę.
Nagle tata przystanął przed domem, który budował mój wuj. Chciał go obejrzeć. Ja zostałem w samochodzie. Włączyłem telefon. Były tam piosenki o nieszczęśliwej miłości. Świetnie odzwierciedlały mój nastrój.
Raz po raz jakaś kropla zsuwała się z szyby. Po policzku przez chwilę przeleciała kropla. Za nią popłynęły nowe. Zanim tata wrócił otarłem moja twarz z łez. Nie było już do czego wracać. Moje łzy też były bez znaczenia.

środa, 15 lutego 2017

Tak to wygląda (z tej strony)

Chciałbym napisać jak wygląda świat moimi oczami. Zastanawiam się jak to zrobić i powoli dochodzę do wniosku,że nie muszę tego robić. Nawet byłoby to czymś dziwnym i śmiesznym. W końcu świat twoimi oczami będzie wyglądał podobnie a nawet tak samo. Przyjęło się mnie uważać za narratora wszechwiedzącego i wszechmogącego. Za takiego uchodzę przynajmniej w pewnych kręgach czytelników i krytyków literackich. Uważają mnie za kogoś obdarzonego niezwykłym talentem. Biorąc pod uwagę zanik analfabetyzmu w ostatnich pięćdziesięciu latach nie widzę powodu dla którego miano by mój talent uważać za coś niezwykłego lub wręcz wyjątkowego. W końcu dzisiaj każdy może pisać.
Z tego co wiem nie ma specjalnych przydziałów na długopis lub ołówek. Nie ma już systemu kartkowego z czasów PRL-u. Przeszkodą w wykonywaniu tego zawodu nie może być ubóstwo. Zresztą nie uważam tego zawodu za zbyt kosztowny mimo tego, że jest on w moim przypadku całkowicie bezpłatny. Nawet powiem więcej dokładam do niego sporo czasu i emocji.
Bo w sumie nie kosztuje dużo zwykły szary ołówek którym w tej chwili pisze. Ani zeszyt sześćdziesięciu-kartkowy na kartce którego pisze.
Później jeszcze będą musiał przepisać to na komputer. Z komputera prześle to dalej do internetu. Najważniejsze, żeby osiągnęło swoją formę ostateczną .Stało się zwartą, spójną i logiczną całością. Żeby nie było żadnych luk w tym tekście. Pisze tak od niechcenia. Bo niby o czym mam pisać. Mógłbym opisać ciebie ale ty zrobisz to najlepiej. A siebie przedstawię w sposób nieobiektywny. Kończę.
Albo jeszcze dopisze parę zdań. W końcu nie ma sensu marnować kartki. Już zrobiłem to w wystarczającym zakresie. W końcu co można napisać na jednej stronie. W sumie niewiele. Nie zawre tu całych swoich emocji. Wszystkich moich przemyśleń. Nie chce mi się pisać o wszystkim. Zresztą jak opisać wszystko? Nie da się opisać wszystkiego. Mogę jedynie opisać nic. Stworzyć ciekawe opowiadanie o niczym. To dopiero jest wyzwanie! Dużo łatwiej pisze się o wszystkim. Nic jest tak małe, że ledwie dostrzegalne. Bo w końcu nic to może być równie dobrze cisza przed burzą jak i okres pokoju,gdzie nic się nie dzieje.
Właściwie wiemy w jakich warunkach nie dzieje się nic .Natomiast w jakich warunkach nic się dzieje? Na to pytanie nie umiem logicznie odpowiedzieć. To może jakieś dygresje filozoficzne. Jakieś uwagi natury ogólnej. Jakieś tzw. przypadki szczególne. Może opisze jakieś zrządzenie losu. Przyczynę jakiejś katastrofy. Jakiegoś kataklizmu. Musze napisać cokolwiek. Napisałem i co. Dalej mogę dopisać i co z tym zrobić. Jako, że akcja dzieje się w czasie teraźniejszym. Mogę napisać i co z tym zrobić teraz. Jako, że to jest pytanie retoryczne. Odpowiem, że nie mam bladego pojęcia.
Jak długo jeszcze mogę ciągnąć ten monolog wzdłuż kartki? Rozciągać litery na kolejne kratki. Wlec za sobą jak niepotrzebny ciężar, który zostawia za sobą ołówek. Z każdym słowem traci kolejne miligramy ołowiu. Niedługo będę musiał go zastrugać. Koniec.

sobota, 11 lutego 2017

Róża Agnieszki Opolskiej

Często w rozmaitych rozmowach możemy usłyszeć, że nie należy oceniać książki po okładce. Jednak tym co przykuwa naszą uwagę po dostarczeniu nam książki jest właśnie okładka. Widzimy na niej kobietę ubraną w białą podkoszulkę, granatowe jeansowe spodnie i białe addidasy. Po przeczytaniu dostrzeżemy w nią tytułową Róże.
Zanim jednak dowiemy się kim jest Róża, musimy wpierw przebrnąć przez pierwszy rozdział. Jest on co prawda nasączony wulgarnymi epitetami, jednak ich nagromadzenie nie wydaje się być sztucznie nachalne. Nie jest to typowa powieść współczesna, w której akcja cały czas kręci się wokół scen erotycznych i jest przesycona zwulgaryzowanym językiem tylko po to, by oddać prymitywizm i zezwierzęcenie. Książkę tę można podciągnąć pod gatunek powieści psychologicznej.
Nie widzimy w niej czarno-białych postaci i tradycyjnego podziału na dobro i zło. Postacie ukazane w tej powieści nie są jednowymiarowe. Są żywe i barwne. Tak jak obrazy, które dołącza do naszej książki autorka w pakiecie rozszerzonym. Najważniejsze jest to, że nie spłyca portretów psychologicznych ukazywanych postaci. Nie narzuca im też swojego światopoglądu. Zachowuje do nich dystans. Jak kiedyś pisał Fiodor Dostojewski – postaci jej żyją swoim własnym życiem i obchodzi ono naszą autorkę o tyle o ile jest ono tłem dla rozgrywającej się akcji.
Nie stawia jednoznacznych ocen, tym samym pozostawiając ocenę danych postaci czytelnikowi. Nie podaje też gotowych rozwiązań na tacy, lecz odpowiedzi na poszczególne pytania czytelników udziela w trakcie pisania kolejnych części i rozdziałów. Robi to w miarę szybko i precyzyjnie – dzięki czemu czytelnik nie czuje zmęczenia nadmiernie rozbudowaną narracją. Opisy jej są krótkie i wnikliwe. Dzięki znajomości opisywanych miejsc z autopsji, mogła przekazać nam swoje własne obserwacje, które jednocześnie skupiają nasz wzrok na tym co w danym momencie widzi Karolina.
Książka od samego początku obfituje w liczne nieporozumienia i z wnikliwością detektywa pozwala nam wejść głęboko w świat wewnętrznych rozterek głównych bohaterów. Aczkolwiek w pierwszej części czytelnik patrzy na świat przedstawiony oczami Daniela, od drugiej części jego wzrok powoli przerzuca się na Różę.
Róża niejako kreuje swoją tożsamość w miarę narastania akcji. Odnajduje swoje własne miejsce na Ziemi. Wydaje się być kolejnym bezdomnym z Lille. Po pewnym czasie dostaje swoją wymarzoną pracę. Po licznych niepowodzeniach i pracy jako sprzątaczka, nagle staje się modelem. Może wówczas udowodnić sobie i Danielowi, że jest dużo lepsza od Anity. Tam właśnie spotyka Theo. Wzbudza on od początku naszą sympatię.
W miarę upływu akcji okazuje się, że jest dla niej dużo lepszą opcją niż Daniel. Kulminacyjnym momentem powieści wydaje się być śmierć Filipa, który do tej pory stanowił jedyne oparcie dla Róży. Widzimy też wewnętrzne rozdarcie Róży pomiędzy powrotem do starego życia w Polsce a pozostaniem z Theo. Jej wewnętrzne rozdarcie potęguje zdrada jej ukochanego. Pomimo całej złości, jaką czuje Róża do Theo – postanawia wrócić. Jest to niejako kulminacja zawikłania w jakie popadła Róża uciekając z jednych swoich problemów w drugie. Widzimy tutaj niejako paralelę i nawiązanie do losów Fridy.
W ostatniej części poznajemy z kolei losy Theo niejako od kuchni. Wraca nam również motyw "Małego Księcia", którego czyta Róży kolejny z mężczyzn – Christoper. Widzimy w Róży wenętrzne wahania i zastanawiamy się czy faktycznie byłaby w stanie zawalczyć jeszcze o Theo. Widzimy ciągłe poszukiwanie własnej tożsamości oraz przynależności.
W opisach przebija się do głosu Opolska-socjolog. Od początku do końca prowadzi nas po zawikłanych losach Róży Mały Książę, który ewoluuje od niewiele mówiącej książki z pierwszego rozdziału po ekranizację Małego Księcia. Całą książkę kończy spotkanie Róży z Danielem i ich wzajemna kłótnia. Zostały tutj skupione jak w soczewce wzajemne pretensje i urazy. Ostatecznie przegranym okazuje się Daniel, któremu pozostało wieczne rozdarcie pomiędzy dwiema kobietami. Opolska pokazuje w swej książce jak ważna w trudnych chwilach staje się rodzina i jak trudno odbudować łączące dwoje ludzi więzy.